Do Plattlingu wyjechaliśmy w sobotę 28.04 około godziny 5-6
rano po długim i mozolnym pakowaniu naszej klubowej przyczepy na sprzęt. Około
godziny 3:30 ekipa w składzie: Ja, Zosia, Piotrek Grzybowski i Ewa Balon
zakończyła proces pakowania ekwipunku i udała się na przed poranną drzemkę
:p Co by nie mówić misja pakowania
została zakończona sukcesem, a to że nie byliśmy wyspani to już taki drobny
szczegół :p
Po
zgarnięciu Czadzika z Jeleniej Góry i odwiedzeniu sklepu kajakowego w Pradze
wyruszyliśmy na dalszy podbój trasy Pilchowice-Plattling, na którejzatrzymał
nas mega korek na samym wylocie z Pragi… W efekcie dojechaliśmy na miejsce
około godziny 15:00 i po szybkim rozstawieniu namiotu polecieliśmy od raz na
wodę. Na miejscu spotkaliśmy przybyłych
już wcześniej Izę i Isię Fidzińskie oraz Bartosza Czaudernę. Po jakimś czasie
dojechał również Dziku J
czyli Adam Olesiński.
Isarvele sprawiło nam nie lada niespodziankę, bo od początku
do końca naszego wyjazdu, jak i w trakcie zawodów poziom wody był wręcz
idealny. Na cały wyjazd tylko raz przedzwoniłem dziobem o kamień, co na odwój w
Plattlingu to znakomity wynik :p w zeszłym roku przedziurawiłem tam kajak chyba
ze 3 razy…
Wysoki poziom wody kusił do robienia Loop’ów, Back Loopów,
Space Godzilli, czyli wszystkiego co powietrzne J
Zosia zaczęła regularnie robić Loop’a i nie rzadko na poziomie bonusów Huge i
Air. Ewa bardzo szybko znalazła wspólny język z odwojem. Widać w jej stylu
pływania opanowanie i czucie wody, które pierwszego dnia przejawiało się
płynnymi figurami obrotowymi tj. spiny czy shuvity a w następnych dniach
również Loop’ami. Czadzik, jak zwykle skakał wysoko na swoim Spinie od AGILITY
SKILLS. Piotrek Grzybowski po zapoznaniu się z odwojem co chwile mykał na drugą
stronę rzeki poćwiczyć figury falowe.
Z dnia na dzień pływało się nam coraz lepiej. Sam zacząłem wreszcie czuć wodę… zacząłem
sklejać Combo tj Space Godzilla do Back Loop’a nie raz z bonusami czy Tricky
Woo do Back Loop’a zarówno na prawą, jak i lewą stronę. Co jakiś czas łączyłem
sobie splitwheel’a do Phonix Monkey i Clean Huge Loop’a do Mc Nasty. Wiele
radości dawał mi mój Rockstar podczas figur powietrznych. tj. Huge Clean Loop,
czy Huge Space Godzilla. Podczas treningów starałem się kłaść nacisk na wykonanie
odpowiednio wysokich piruetów podczas Phoenix Monkey, co jak wiadomo nie jest
rzeczą prostą na Isarvele, jak i na prostym lądowaniu figur szczególnie Mc
Nasty. Co jakiś czas udawało mi się wykonać poprawnego Lunar Orbita, ale wiem
że jest jeszcze nad czym pracować :p
Co jakiś czas robiliśmy wypady na drugą stronę rzeki na
falkę. Jednego dnia woda była nieco wyższa i figury falowe faktycznie dawało
radę robić w powietrzu. Czadzik jak zwykle sadził konkretne Donkey Flipy na
obie strony a czasem nawet Air Screw. Mi bardzo podpasowały falowe Mc Nasty czy
Clean Blunty. Zosi, Ewie i Grzybowi fala też przypadła do gustu głównie z uwagi
na to jak szybko można się na niej zakręcić. Bardzo dobrze radził sobie Dziku,
który na tym wyjeździe wykonał sporo konkretnych Loopów i zajarał się
Freestyle’m konkretnie.
W środę Czadzik zaproponował mi abym spróbował pofikać coś
na jego Spinie… No i generalnie to nie skończyło się na jakimś tam fikaniu. Z
resztą zobaczycie na filmiku… Czadzik musiał długo mnie potem przekonywać abym
z powrotem przesiadł się do swojego Rock Stara. Wykonywanie takich figur jak Mc
Nasty, czy wysoki Back Loop na Spinie jest bajecznie łatwe. Popływałem na
Spinie tylko z godzinę i poczułem wyraźną różnicę kiedy odprowadzałem rufę przy
Mc Nasty, czy wybijałem się do Back Loopów. Ten kajak po prostu ślizga się po
wodzie i reaguje na mój każdy ruch. No i cóż… Czekam już na swojego Spina.
W piątek albo w sobotę, jakoś tak… zapisaliśmy się na zawody
„Otwarte” Mistrzostwa Niemiec. Nie jechaliśmy tam z nastawieniem, że musimy
wystartować w tych zawodach. Raczej potraktowaliśmy je jako start kontrolny,
czyli sprawdzian formy na 3 tygodnie przed Mistrzostwami Polski.
W zawodach udział wzięli: Zosia, Ewa, Grzybu, Dziku, Bartosz
i Ja, niestety Czadzik nabawił się bolesnej kontuzji i musiał tym razem odpuścić. Mistrzostwa od samego początku nam się
spodobały, cały czas leciała głośna muzyka, komentator zawodów non stop
zapodawał nawijkę w dwóch językach a sędziowanie stało na wysokim poziomie. Nie
mogło być inaczej gdyż sędzią głównym był sam Jasper Polak, który pełnił tą
samą funkcję podczas zeszłorocznych Mistrzostw Świata.
Eliminacje zawodów zostały rozegrane w systemie session, co
oznacza że na grupę 5 kajakarzy przypada 10 minut czasu i każdy z nich może
wchodzić do odwoju dowolną ilość razy w ciągu wyznaczonego czasu pod warunkiem,
że jeden przejazd nie trwa dłużej niż 30 sekund. Kto o tym zapomniał mógł
liczyć na sędziów, którzy sygnałem dźwiękowym „przypominali” zawodnikowi, że
musi ustąpić miejsca następnemu z piątki. Taki system wprowadza wśród
startujących poczucie luzu, bo do wyniku zawodnika wliczane są punkty ze
wszystkich wykonanych poprawnie figur w ciągu sesji.
Dziewczyny popłynęły dobrze. Zosia otrzymała notę około 140
pkt i spokojnie zakwalifikowała się do finału. Na wyróżnienie na pewno służył
jej Air Loop, który był konkretny w porównaniu z loop’ami pozostałych
zawodniczek. Ewa zakończyła zawody na 8 miejscu, co na pierwszy start w odwoju
to bardzo dobry wynik. Niestety organizatorzy nie popisali się w temacie
kwalifikowania zawodników do finału. W każdej kategorii do finału wchodzili
najwyżej sklasyfikowani zawodnicy. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie
fakt, że oprócz czołowych 5 zawodników w kategorii wchodziło jeszcze kilku
Niemców… Stało się tak dlatego, gdyż w sytuacji gdy np. pierwsze 3 miejsce po
eliminacjach zajmowali zawodnicy z poza Niemiec
do finału wliczano również 5 najlepszych Niemców… Efekt tego był taki,
że w finale Kobiet było 8 zawodniczek… Co w naszym odczuciu było nie fair… Tym
bardziej, że do finału zakwalifikowano piątą najlepszą Niemkę, która była
sklasyfikowana za Ewą! Co doprowadziło do pewnego paradoksu, gdyż do finału
weszła zawodniczka słabsza ale (od gospodarzy) a potem walczyła w finale o
lepsze miejsce pomimo tego, że wypadła gorzej od zawodniczki spoza Niemiec…
Podobna sytuacja miała miejsce w finale K1 Mężczyzn do
którego oprócz mnie, Honzy Spindlera, Petera Csonki zakwalifikowano jeszcze
pięciu najwyżej sklasyfikowanych Niemców.
Do finału zakwalifikowałem się po wyniku eliminacji 1088
pkt, a potem po nocie 650 pkt w półfinale (lepszy z dwóch przejazdów) co wtedy
pozwoliło mi wejść z 3 miejsca do finału zaraz za Peterem Csonką i Simonem
Strohmeier.
Pod koniec dnia rozegrano jeszcze finały kategorii Squirt.
Zosia zajęła 3 miejsce, ale niestety na ceremonii medalowej nawet nie
wspomniano o zawodniczkach spoza Niemiec, co nie było miłe… Podobnie było ze
mną. W finale Squirtów zająłem 1 miejsce z notą ponad 600 pkt i również nawet o
tym nie wspomniano podczas ceremonii medalowej. Liczyli się tylko zawodnicy
niemieccy, to zrozumiałe w końcu to były Mistrzostwa Niemiec, ale jeśli zawody
miały charakter otwarty to wypadałoby chociaż wspomnieć o wynikach pozostałych,
tych co faktycznie zajęli miejsca na podium w rywalizacji.
W finale K1M po pierwszym przejeździe, który z przyczyn
technicznych (awaria zegara) musiałem powtórzyć zajmowałem 3 miejsce, ale już
po drugim przejeździe awansowałem na 2 miejsce, którego już nie oddałem. W swoim najlepszym przejeździe uzyskałem notę
890 pkt J .
Wyniki kategorii K1M (Open)
1- Peter Csonka (SVK)
2-Tomasz Czaplicki (POL)
3-Simon Strohmeier (GER)
1- Peter Csonka (SVK)
2-Tomasz Czaplicki (POL)
3-Simon Strohmeier (GER)
W przeciwieństwie do innych kategorii tj
Squirt w kat. Mężczyzn pozwolono nam wejść na podium… ale szkoda, że zapomniano
o innych.
CYCU