czwartek, 28 listopada 2013

SAS Hurley Classic 2013

    Od 1989 w Wielkiej Brytanii odbywają się jedne z najstarszych zawodów freestyle'u kajakowego na Świecie - SAS Hurley Classic. W małej wiosce Hurley na rzece Tamiza znajdują się cztery bramy, otwierane różnie zależnie od poziomu wody. Kajakarze rywalizują między sobą na falach, które tworzą się za otwartymi bramami.
 
    Po powrocie z finałowych zawodów Pucharu Europy w Cunovie, gdzie zdobyłem podwójne srebro dostaliśmy zaproszenie od organizatora zawodów Hurley Classic 2013 (16-17 listopad). Oczywiście nie było nad czym długo się zastanawiać, obydwoje ucieszyliśmy się na myśl o jeszcze jednej podróży w tym sezonie.
Miał być to nasz pierwszy start w zawodach na Wyspach Brytyjskich, jak i w ogóle nasza pierwsza podróż w tamte strony. Nie wiedzieliśmy czego się mamy spodziewać, więc podeszliśmy do tych zawodów na wielkim luzie :)
Choć lecieliśmy tam tylko na 5 dni i tak ledwo udało nam się zmieścić w limity wagowe bagaży taniej linii lotniczej. Pakowanie ułatwił nam nasz nowy patent na wiosłach - Carbon Qnect system. Wystarczy pięciozłotówka i łatwo można rozkręcić wiosło na dwie połówki i z powrotem skręcić. Dzięki temu wszystkie wiosła mieliśmy bezpiecznie schowane we wnętrzach kajaków.
 
 
Na lotnisko odwiozła nas Mama Zosi. Około 7 rano w środę wsiedliśmy do samolotu, a już około 12 byliśmy na wodzie w miejscowości Hurley. Miejsce zawodów na pierwszy rzut oka wydało się po prostu super. Z czterech wielkich zastawek na rzece Tamizie otwarte były trzy. Za pierwszą tworzył się faloodwój, za drugą całkiem nieźle wyglądająca fala, a za trzecią kolejny faloodwój. Już przy pierwszym treningu byliśmy pod wrażeniem tego miejsca. Odwój pod pierwszą zastawką okazał się być całkiem gościnny, choć trzeba było cały czas mieć się na baczności, bo chwila nieuwagi mogła spowodować wywrotkę. Ćwiczyliśmy w tym miejscu Loop'y, Splitwheel'e, Mc Nasty, Blunty i kilka innych fajnych figur. Fala pod drugą zastawką okazała się być bardzo specyficzna. Miejsce to ma ogromny potencjał, szczególnie do wysokich figur powietrznych takich jak Pan Amy, Air Blunty, czy Air Screw. Niestety nie jest to aż tak proste. Miejscowi kajakarze tacy jak Doug Cooper, Brandon Hepburn, czy Alan Ward potrafili we właściwym momencie i we właściwy sposób wykorzystać potencjał fali by latać naprawdę wysoko. Mieliśmy tylko 3 dni do startu i musieliśmy dostosować się do nowego miejsca. Chociaż pływaliśmy na luzie, to bardzo chciałem wyczuć tą falę i skakać równie wysoko albo i wyżej niż miejscowi. Nie było więc chwili do stracenia. Zaczęliśmy poznawać to miejsce.
Pierwsze dwie noce spędziliśmy w domu Jacko, który wraz ze swoją rodziną był mocno zaangażowany w organizację zawodów. Mieliśmy więc okazje zobaczyć, jak żyją Brytyjczycy. W piątek wieczorem po treningu przenieśliśmy się do hotelu w Maidenhead.
 
 
GB Selection

    W sobotę z samego rana przyjechał po nas Dennis, który zawiózł nas na miejsce zawodów. Choć start mielismy około 15, musieliśmy wstać już o 7 rano. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że poziom wody w Tamizie spadł na tyle, że organizatorzy zdecydowali się na puszczenie wody tylko dwiema zastawkami. Wszystko się zmieniło. Teraz mogliśmy w czasie przejazdów wykorzystać tylko jedną falkę, która różniła się od tych, na których trenowaliśmy przez 3 dni. Jak już wspomniałem obraliśmy taktykę "bez napiny", więc takie okoliczności uznaliśmy po prostu za zabawne i mocno "freestyle'owe".
 
W  zawodach GB Team Selections, w których wybierano Brytyjskich kajakarzy do drużyny narodowej na przyszły rok rozstawiono mnie w grupie eliminacyjnej razem z Peterem Csonką, Quimem Fontane Maso, Sebastianem Devredem i Mathiew Dumolinem. W swoich przejazdach poza kilkoma Blunt'ami i Roundhous'ami zrobiłem Air Loopa, Mc Nasty i kilka innych figur odwojowych. Wystarczyło to na zajęcie drugiego miejsca i wejście do sobotniego super finału. Z pierwszego miejsca wszedł Sebastien z Francji, z trzeciego najlepszy z Brytyjczyków Alan Ward, z czwartego Stephen Wright (USA), a z piątego Quim z Hiszpanii.
 
 
Zosia w swoich przejazdach próbowała zrobić Loop'a i Mc Nasty, które świetnie jej wychodziły w faloodwoju, w którym trenowaliśmy wcześniej. Na tą falę wchodziliśmy po raz pierwszy podczas zawodów i choć organizatorzy mówili nam, że jest taka sama jak ta na której trenowaliśmy, to nie była.
Niestety Zosia podczas próby Loop'a przygrzmociła w beton i zrobiła wielką dziurę wielkości pięści w dnie kajaka. Musiała naprawdę mocno przyrżnąć. Nie spodziewałem się, że ma aż tyle siły ;)
 
 

Do tej pory nie wiem, jak poszło mi w finale. Organizatorzy ograniczyli się z jedynie do podania wyników eliminacji tych zawodów i pierwszego miejsca po finałach. Na pewno, jako jedyny zrobiłem Phonix Monkey na fali :)


Boaters Cross

    Sobotni wieczór przed finałem GB Selections oznaczał twardą walkę w kajak crossie. Dagger Europe Team zapewnił nam kajaki na start w tej konkurencji. Zosia wybrała sobie do startu nowiutkiego zielono-niebieskiego MX, a ja... zakochałem się w Green Boat :) Kiedy tylko wsiadłem do tej ponad 3,5 metrowej wyścigówki poczułem, że to super kajak. Nawet to, że ważył spokojnie ponad 20 kg mi nie przeszkadzało. Na prostych odcinkach ten kajak ciśnie prawie w ślizgu :p

Start do tej konkurencji był umieszczony na szczycie rampy startowej od której końca do wody było ze 2 metry lotu. Także już na starcie było szybko i niebezpiecznie.

Ostatecznie oboje zakończyliśmy start w tych zawodach na eliminacjach. Pierwszy wyścig udało mi się wygrać, ale w drugim dwóch angielskich kajakarzy bardzo skutecznie mnie zablokowało i nie mogłem nabrać odpowiedniej szybkości i odpadłem z zawodów. Zosia z kolei kontynuując swoją złą passę zablokowała się na starcie wiosłem o drzewo :P W konkurencji tej zwyciężył Alan Ward i Nuria Newman.

 
Hurley Classic

W niedziele odbyły się główne zawody SAS Hurley Classic. W tych zawodach można było wykorzystywać bramy według własnego uznania. Wielu zawodników zaczynało swoje przejazdy pod pierwszą zastawką w faloodwoju, a po wykonaniu kilku figur przepływała na falkę obok, by tam spróbować wybić się wysoko w powietrze. Choć trenowałem trochę w obu tych miejscach po sobotnim super finale, to i tak poziom wody się zmienił i pływało się troszkę inaczej. Podobnie, jak poprzedniego dnia startowaliśmy z Zosią pod koniec - w ostatnim piętnastym heat'cie. Eliminacje rozegrano w systemie "jam session". Oznacza to, że każda grupa licząca po 10 kajakarzy ma łącznie 20 minut na to by zaprezentować swoje przejazdy. Każdy kajakarz może maksymalnie spędzić 30 sekund na fali po czym musiał ustąpić miejsca kolejnemu zawodnikowi. Mało komu zdażyło się utrzymać dłużej niż 30 sekund, więc sędziowie nie mieli zbyt wiele roboty pod tym względem. Ja otwierałem grupę, a Zosia startowała, jako czwarta. Mieliśmy, więc po każdym naszym wejściu do fali chwilę aby porozmawiać. Zosia tego dnia miała jeszcze trudniejsze zadanie, bo startowała na nieswoim kajaku. W czasie eliminacji testowała nowego Helixira S produkcji Gui-Gui Prod i ostatecznie stwierdziła, że to fajna łódka.

 
 
Ostatecznie zajałem 12 miesce w kategorii K1 Mężczyzn Pro. Nieźle, jak na pierwszy start w tej imprezie, ale jednak mały niedosyt pozostał. Poza Zosią i mną w niedzielnych zawodach udział wziął też Arek Białek, którego poznaliśmy na miejscu zawodów. Podczas eliminacji Arek pokazał, że wie o co chodzi we Freestyle'u i zrobił między innymi ładnego Blunt'a :)

SAS Hurley Classic w kategorii K1M Pro wygrał Stephen Wright, drugie miesce zajął Quim Fontane Maso, a trzecie miejsce przypadło francuzowi Mathiew Dumolin.


    Po zawodach wybraliśmy się z grupą Hiszpanów na kolację, przespaliśmy się chwilkę i o 3 rano w poniedzaiłek spakowaliśmy się by wyruszyć na lotnisko. Choć było strasznie zimno i panował organizacyjny chaos oraz nie znaleźliśmy się wysoko w tabelach, to odkryliśmy nowe superowe miejsce do treningów. Napiliśmy się najlepszej na Świecie gorącej czekolady, którą przygotowała dla nas przesympatyczna mama jednego z brytyjskich zawodników oraz poznaliśmy kilku superowych kajakowych zapaleńców.

Pozdrawiam

Tomek z Zosią