Piątek rozpoczeliśmy od tradycyjnych amerykańskich pancakes z
syropem i borówkami. Na szczęście udało mi się zjeść choć parę
naleśników zanim z lasu wyszedł pancake-monster i spałaszował całą
resztę. Był to bardzo rzadki gatunek, bo pochodzenia polskiego, ale
udało mi się zrobić mu zdjęcie i możecie zobaczyć go poniżej ;)
W ten dzień skoro miało nie być wody mieliśmy w planie pojechać na
trzecie miejsce zawodów i wrócić wieczorem. Jednak sąsiad z domku obok
zdradził nam, że z powodu opadów dzisiaj po południu jednak puszczą
wodę. Tak więc w oczekiwaniu na podwyższenie stanu rzeki zajeliśmy się
przyziemnymi sprawami, jak pranie i sprzątanie bałaganu, który chcąc nie
chcąc z dnia na dzień się powiększał.
Po 16 zeszliśmy na wodę, a że stan wody był wyższy niż na zawodach
to bardzo dobrze nam się pływało. Trening skończyliśmy dopiero, gdy
zaczynało robić się ciemno. Niestety noc nie należała do spokojnych.
Tomek się przeziębił, leżał z gorączką, co chwilę smarkając i kaszląc.
Zaczeliśmy się zastanawiać czy da radę jutro wystartować...
Sobotę, dzień finałów rozpoczął squrit kobiet. Startowałam z 5
miejsca i dopiero w trzecim - ostatnim przejeździe udało mi się
wyprzedzić Nurię Fontane i wskoczyć na 4 miejsce. Pierwsza tak jak w
Rock Island była Clair O’hara, druga japonka Motoko Ishida,a trzecia nie
do końca sprawiedliwie Islay Crosbie. Nie do końca sprawiedliwie, bo po
eliminacjach zmieniła łódkę na mniejszą. Nie wiem jak w squirtach, ale w
K1 jest to niedopuszczalne i skutkuje dyskwalifikają. W każdym razie
sędzia główny zlał sprawę, może dlatego, że też jest Brytyjczykiem...?
Po kobietach nadszedł czas na squirt mężczyzn, z piątego miejsca
startował na freestyle’owej łódce katalończyk Joaquim Fontane ,z
czwartego Tomasz Czaplicki, Bartosz Czauderna, Dane Jackson i Clay
Wright. Tomek mimo wyskokiej temperatury i bólu głowy nie odpuścił
startu i obronił czwarte miejsce. Bartosz zdobył brąz, Clay pomino
kontuzji ramienia używając tylko jednej ręki wywalczył srebro,a Dane
Jackson złoto.
Później przenieśliśmy się w górę rzeki na odwój, gdzie startowali
finaliści otwartych kanadyjek. Tu znowu zostaliśmy zaskoczeni wspaniałym
Mc Nasty, a także kilkoma helixami. Przypominam, że przy helixsie
przynajmniej pół obrotu jest pod wodą. Ciekawe jak dużo wody wlewa im
się do środka przy tej figurze....
Następnie startowały juniorki. Tu także była zacięta walka, w
ostatnim przejeździe faworytka Nuria Fontane wyprzedziła niemkę Julie
Spaaj i zajeła 1 miejsce.
Tego dnia były dwie uroczystości wręczania medali. Teraz przypadała
pierwsza,a pod koniec dnia druga. Tak więc medaliści kategorii K1SK,
K1SM,OC1 i K1JK staneli na podium. W Rock Island zamiast medali były
rozdawane wieczorem w knajpie czapeczki, tutaj było bardziej oficjalnie.
Zawodnicy byli prowadzeni przez małe dziewczynki na podnium, które
zawieszały im na szyjach medale. Momentami wyglądało to komiczne.
Zwłaszcza, kiedy złoci medaliści musieli prawie kłaść się na podium, aby
dziewczynki mogły dosięgnąć ich szyj. W tym samym czasie młodzi chłopcy
za ich plecami wznosili flagi na maszty :)
Po uroczystości walczyli juniorzy, nastepnie kanadyjkarze, seniorki
i seniorzy. W K1K lepsza od zwyciężczyni z Rock Island Emily Jackson
okazała się mistrzyni świata Clair O’hara.
W K1M przez dwa pierwsze heat’y prowadził Dane Jackson, między
wszystkimi 5 finalistami do końca rozgrywała się zaciekła walka, każdy
chaiał stanąć na podium. Peter Csonka miał fenomenalny ostatni przejazd, Phoenix Monkey prawa, Mc Nasty prawa, Phoenix Monkey lewa, Mc Nasty lewa, ,
Lunar Orbit prawa i lewa, Tricky Woo prawa i lewa, air loop i back loop.
Zrobił wszystkie najwyżej punktowane figury i wyprzedził Dane’a, który
miał jeszcze jeden przejazd. Ale nie udało mu sie już dogonić Csonki, na
koniec przejazdu ściągnął fartuch i rzucił się w odchłań odwoju ;)
Następnie odbyła się druga ceremonia i reszta medalistów staneła na
podium. Dane udając, że nie słyszy wesołych krzyków publiczności stanął
na pierwszym miejscu i dopiero po chwili zgodził się zająć drugie.
Wieczorem większość pojechała do Bryson City (trzecie miejsce zawodów), a
Ci co zostali zajeli się niekończącym się darmowym piwem.
W niedziele zostaliśmy razem z Bartoszem i Słowakami zaproszeni
przez Monikę (żonę szefa) na pyszne śniadanko. Niespodziewaliśmy się tak
wielkiej gościnności. Jak przyjechaliśmy na treningi parę dni przed
zawodami byliśmy mile zaskoczeni, że pozwolono nam spać w aucie na ich
terenie i kozystać z obiektów ośrodka. Wtedy przed wyjazdem Chris (szef)
powiedział nam, że znajdzie nam coś lepszego do spania. Myśleliśmy, że
chodzi mu o jakieś miejsce w cieniu, a dostaliśmy domek.
Tak więc spakowaliśmy się, posprzątaliśmy domek, pożegnaliśmy się i
ruszyliśmy jeszcze z dodatkowymi dwoma pudłami batonów do Bryson City
;)
Uwielbiamy ludzi z Tenneesse, a przynajmiej tych dwoje!
Do zobacznia
Zosia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz