środa, 1 maja 2013

Itanda zaliczona!

       Są takie rzeki, albo ich fragmenty, które wzbudzają duże emocje. Każdy kajakarz na pewno przeżył w sowim kajakowym życiu moment, kiedy patrząc na rzekę zastanawiał się „czy to dobry pomysł”. Tak też było tym razem, kiedy wspólnie z chłopakami z Finlandii, Jacobem i Tomem patrzyliśmy na Itandę.
Byliśmy już po fajnej sesji na Superhole i po przenosce na Overtime. Overtime to fajny przełom przypominający rzeki górskie, jakie znamy z Europy. Płynie tamtędy dość spora masa wody, ale jest tam dużo kamieni chcących poocierać się, a nawet poobijać mocniej kajaki. Dlatego Tom, Zosia i ja zdecydowaliśmy się przenieść nasze karbonowe łódki poniżej tego odcinka. Finowie i Jacob spłynęli po Overtime i po chwili grupą ruszyliśmy w dół rzeki. Za plecami zostawiliśmy „Dead Dutchman’a”, który jest kolejnym z potężnych przełomów Nilu.
Itanda podobnie, jak ostatnim razem przywitała nas słyszanym z daleka szumem ogromnej masy spienionej wody. Przez jakieś 20 minut dreptaliśmy wzdłuż brzegu głośno myśląc i zastanawiając się, jak by to tu… a może tędy, albo tamtędy… W końcu Jacob zadał wszystkim pytanie. „Kto płynie ze mną?” Popatrzyliśmy na siebie i po chwili Aapo stwierdził, że robił już w życiu równie głupie rzeczy, ale na tą nie ma ochoty :). Reszta Finów jeszcze przez chwilę się wahała, ale ostatecznie zrezygnowali. Wtedy Aapo spojrzał na mnie i zapytał: ‘’Tomasz może ty powinieneś spróbować’’? Bez namysłu odpowiedziałem „Dobra, czemu nie”. Wtedy już nie było odwrotu.
Zeszliśmy z Jacobem na wodę i jakieś 15 minut czekaliśmy, aż reszta ekipy stanie z asekuracją w miejscach, gdzie można było w ogóle o niej pomyśleć. Gdy nadszedł czas przepłynęliśmy na drugą stronę wyspy i na moment zatrzymaliśmy się w ostatniej cofce. Życzyliśmy sobie nawzajem powodzenia i ruszyliśmy. Jacob popłynął przodem, policzyłem do 5 i ruszyłem za nim…
To, co zobaczyłem z mojej perspektywy przerosło moje oczekiwania. Co prawda było widać z brzegu, że odwoje takie jak „Kuban”, czy „X Rey’’ są duże i niebezpieczne, ale z mojej perspektywy wydały się być po prostu ogromne. Optymalna droga płynięcia wymagała bardzo mocnego wiosłowania. Nieraz musieliśmy przepłynąć bardzo blisko jednego wielkiego odwoju, żeby uniknąć kontaktu z następnym równie ciekawym i pewnie mało gościnnym. Mniej więcej w połowie odcinka nadal trzymaliśmy się z Jacobem blisko siebie. Potem okazało się, że jestem troszkę za bardzo z lewej strony i na krótki moment znalazłem się w rogu „Kuban’a”. Wtedy straciłem z oczy Jacoba, który popłynął dalej. Gdy wypłynąłem z odwoju zobaczyłem go i ruszyłem w dół rzeki. Nagle zdałem sobie sprawę, że Jacob jest za bardzo z prawej i że tam czai się na niego odwój „Bad Place”. Płynąc w dół udało mi się wskoczyć na fale, która przeniosła mnie bardziej na lewą stronę. Gdy przebiłem się przez drugą fale zobaczyłem Jacoba na chwilę przed wpadnięciem w lewy róg odwoju. Nagle zniknął gdzieś w pianie i dopiero kiedy minąłem „Bad Place” Jacob wynurzył się i wstał eskimoską. To było jakieś 10 metrów niżej! Chwilę potem była już tylko radość i okrzyki, których nie będę cytował :)
Spłynięcie Itandy było mega przeżyciem. Na pewno kiedy wrócimy do Ugandy będę chciał ją spłynąć jeszcze raz :)
 
Pozdrawiam
Tomek z Zosią



 

 
 
 
 

overtime
 


Itanda foto Tom Zach

Itanda foto Tom Zach

Itanda foto Tom Zach

Itanda foto Tom Zach

Itanda foto Tom Zach

Itanda foto Tom Zach

Itanda foto Tom Zach

 Itanda foto Tom Zach

Itanda foto Tom Zach