Są takie rzeki, albo ich fragmenty, które wzbudzają duże emocje. Każdy kajakarz na pewno przeżył w sowim kajakowym życiu moment, kiedy patrząc na rzekę zastanawiał się „czy to dobry pomysł”. Tak też było tym razem, kiedy wspólnie z chłopakami z Finlandii, Jacobem i Tomem patrzyliśmy na Itandę.
Byliśmy już po fajnej sesji na Superhole i po przenosce na Overtime. Overtime to fajny przełom przypominający rzeki górskie, jakie znamy z Europy. Płynie tamtędy dość spora masa wody, ale jest tam dużo kamieni chcących poocierać się, a nawet poobijać mocniej kajaki. Dlatego Tom, Zosia i ja zdecydowaliśmy się przenieść nasze karbonowe łódki poniżej tego odcinka. Finowie i Jacob spłynęli po Overtime i po chwili grupą ruszyliśmy w dół rzeki. Za plecami zostawiliśmy „Dead Dutchman’a”, który jest kolejnym z potężnych przełomów Nilu.
Itanda podobnie, jak ostatnim razem przywitała nas słyszanym z daleka szumem ogromnej masy spienionej wody. Przez jakieś 20 minut dreptaliśmy wzdłuż brzegu głośno myśląc i zastanawiając się, jak by to tu… a może tędy, albo tamtędy… W końcu Jacob zadał wszystkim pytanie. „Kto płynie ze mną?” Popatrzyliśmy na siebie i po chwili Aapo stwierdził, że robił już w życiu równie głupie rzeczy, ale na tą nie ma ochoty :). Reszta Finów jeszcze przez chwilę się wahała, ale ostatecznie zrezygnowali. Wtedy Aapo spojrzał na mnie i zapytał: ‘’Tomasz może ty powinieneś spróbować’’? Bez namysłu odpowiedziałem „Dobra, czemu nie”. Wtedy już nie było odwrotu.
Zeszliśmy z Jacobem na wodę i jakieś 15 minut czekaliśmy, aż reszta ekipy stanie z asekuracją w miejscach, gdzie można było w ogóle o niej pomyśleć. Gdy nadszedł czas przepłynęliśmy na drugą stronę wyspy i na moment zatrzymaliśmy się w ostatniej cofce. Życzyliśmy sobie nawzajem powodzenia i ruszyliśmy. Jacob popłynął przodem, policzyłem do 5 i ruszyłem za nim…
To, co zobaczyłem z mojej perspektywy przerosło moje oczekiwania. Co prawda było widać z brzegu, że odwoje takie jak „Kuban”, czy „X Rey’’ są duże i niebezpieczne, ale z mojej perspektywy wydały się być po prostu ogromne. Optymalna droga płynięcia wymagała bardzo mocnego wiosłowania. Nieraz musieliśmy przepłynąć bardzo blisko jednego wielkiego odwoju, żeby uniknąć kontaktu z następnym równie ciekawym i pewnie mało gościnnym. Mniej więcej w połowie odcinka nadal trzymaliśmy się z Jacobem blisko siebie. Potem okazało się, że jestem troszkę za bardzo z lewej strony i na krótki moment znalazłem się w rogu „Kuban’a”. Wtedy straciłem z oczy Jacoba, który popłynął dalej. Gdy wypłynąłem z odwoju zobaczyłem go i ruszyłem w dół rzeki. Nagle zdałem sobie sprawę, że Jacob jest za bardzo z prawej i że tam czai się na niego odwój „Bad Place”. Płynąc w dół udało mi się wskoczyć na fale, która przeniosła mnie bardziej na lewą stronę. Gdy przebiłem się przez drugą fale zobaczyłem Jacoba na chwilę przed wpadnięciem w lewy róg odwoju. Nagle zniknął gdzieś w pianie i dopiero kiedy minąłem „Bad Place” Jacob wynurzył się i wstał eskimoską. To było jakieś 10 metrów niżej! Chwilę potem była już tylko radość i okrzyki, których nie będę cytował :)
Spłynięcie Itandy było mega przeżyciem. Na pewno kiedy wrócimy do Ugandy będę chciał ją spłynąć jeszcze raz :)
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz