W okolicy sprzedają trzy najbardziej znane browary w Ugandzie: Nile Special, Bell i Club. Na naszej wyspie można kupić dwa z nich pierwszy i trzeci. Nil Special jest trochę mocniejszy, Club jest bardziej delikatny. Oba są bardzo dobre, ale mi bardziej do gustu przypadł smak pierwszego. Tak samo ma się sprawa z falami powyżej naszej wyspy. Są trzy fale. Pierwsza - Nile Special, moja ulubiona, działa przy dużej wodzie , jest szybka i wysoko wybija. Trzecia Club wave działa przy niskim stanie wody i trudniej z niej wypaść . Między nimi jest fala Bell. Nie wiemy kiedy jest idealna. Jak jest niski poziom wody robi się z niej coś przypominającego przerażający odwój, a gdy jest wysoki fala słabo trzyma.
Na wyspie czas płynie powoli. O 8:30 dzień rozpoczyna się śniadaniem. Codziennie stół zastawiony jest świeżymi owocami – bananami, arbuzami i ananasami. Owoce te dostępne są także u nas, ale w tym miejscu mają dużo lepszy, słodszy smak. Do tego podawane są tosty, podpiekane na grillu i jajka. Czasem pojawia się też bekon. Bywa, że przy śniadaniu odwiedza nas grupka małp. Skaczą wesoło z drzewa na drzewo. Czasem któraś spadnie. Rozgląda się wtedy z głupkowatym wyrazem twarzy i po chwili wspina się z powrotem na drzewo.
Po śniadaniu idziemy pływać. Rano jest niższy poziom wody i wtedy można potrenować na Club wave, która tak jak i reszta fal znajduje się powyżej wyspy. Aby się tam dostać trzeba około 10 minut wiosłować pod prąd. Przy brzegach rzeki nurt nie jest zbyt mocny i miejscami tworzą się cofki, więc nie jest to zbyt wielki wysiłek. Płynąc po drodze można spotkać ogromne warany, różne jaszczurki i ptaki. Kaczko-podobne nurkujące, dziwaczne z szyją przypominającą ogon małpy i wielkie czarne mające coś w sobie z czapli. Czasem na niebie pojawiają się też orły.
O pierwszej w południe podawany jest obiad. Ryż, makaron, ziemniaki, fasola, sosy z mięsem, z warzywami i sałatka. Codziennie coś innego i codziennie znakomite. Po zjedzeniu mamy czas na zrelaksowanie się, wtedy właśnie stopniowo podnosi się woda. Gdy już osiągnie wystarczającą wysokość, bierzemy linę i znów płyniemy w górę rzeki. Linę? Tak, bierzemy linę, mocujemy ją powyżej fali. Jedna osoba z ekipy kajakarzy lub miejscowe dziecko podaje końcówkę liny kajakarzowi w cofce. W tym momencie zaczyna się zabawa, trzeba się przepromować na falę. Niektórym wychodzi to bez problemu, ale takim mniej silnym istotkom jak ja nie jest łatwo :) W cofce woda szaleńczo pulsuje w górę i w dół, miota czekającymi kajakarzami na wszystkie strony. Problem polega na odpowiednim ustawieniu kajaka przy wejściu na nurt, jeśli woda nie obróci kajaka jest już z górki. Wystarczy tylko jedną ręką trzymać linę, drugą wiosło i utrzymywać przechył na prawą stronę. Gdy już jesteśmy „w środku” mamy możliwość naprawdę wysoko poskakać. Nile Special jest dużą falą z długą dolinką, co ułatwia wykonywanie powietrznych figur (takich jak pan am i air screw). Na brzegu zwykle towarzyszy nam grupka młodych chłopaków. Kąpią się, bawią i obserwują jak pływamy. Raz zrobili nam koncert. Przyszli z pustymi baniakami, uderzając w nie patykami śpiewali jakieś ugandyjskie piosenki. Przychodzą też miejscowi zrobić pranie w rzece, bądź napoić bydło. Trzeba wtedy uważać, żeby zwierzaki nie staranowały leżących na brzegu kajaków. Gdy się ściemnia wracamy na wyspę. Szybko przebieramy się w długie ciuchy i psikamy antykomarowymi preparatami, ponieważ po zmierzchu zaczyna się pora malarycznych komarów.
Dzień kończy się kolacją, zdjęciami i dobrym ugandyjskim piwem.
Zdrówko!
Zosia z Tomkiem
P.S. Oczywiście nie codziennie pływamy na falach, ale o tym następnym razem ;)
zdjęcie: Jonas
zdjęcie: Jonas
Pozazdrościć!
OdpowiedzUsuńSwietne zdjecia !
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekac wyjscia z pracy dzisiaj.. przeczytam wszystko od deski do deski ;)
Dawid